poniedziałek, 13 maja 2013

Do trzech razy sztuka…?

Na gigancie” jestem od pięciu lat. Od śmierci mamy… – tak 27-letni Krzysiek, kolejny bohater naszego cyklu komentuje swoją obecną sytuację. I chociaż może się wydawać, że jego staż na ulicy nie jest długi, to jednak widać, że mężczyzna jest wyraźnie zmęczony swoją bezdomnością. 
 
Skończyłem „zawodówkę”, ale nie chciałem pracować jako mechanik, więc poszedłem do wojska – opowiada spokojnie Krzysiek. – Jednak zaraz po opuszczeniu jednostki wszystko się zaczęło psuć… - kontynuuje. Wspomnienia sprawiają, że głos zaczyna mu drżeć, a trzęsące się ręce utrudniają zapalenie papierosa. Ciężko mu mówić o dziewczynie, która zdradziła go z najlepszym przyjacielem. – Kochałem ją bardzo. Ale po tym wszystkim nie chciałem jej więcej widzieć – wyznaje. Zapytany jak potraktował byłego przyjaciela, po chwili ciszy przyznaje, że nie był wobec niego taki łagodny. Ale udało mu się otrząsnąć po tej podwójnej stracie: pracował i korzystał z życia. Nie spodziewał się, że jego życie diametralnie się zmieni. W 2008 roku odeszła najbliższa mu osoba. – Mama prawdopodobnie zmarła na zawał – mówi, a wzruszenie odbiera mu głos. Krzysiek załamał się, a jedyną rzeczą przynoszącą ulgę okazał się alkohol. – Wróciłem do domu „na bani” i zacząłem kłócić się z ojcem. I tego samego wieczora wylądowałem na ulicy – opowiada. Krzysiek szczerze przyznaje, że nie wie ile jeszcze czasu spędził w rodzinnej miejscowości zanim dotarł do Warszawy, bo cały czas był „w stanie nieważkości”.
W stolicy całkiem nieźle się odnalazł. Pierwsze pół roku spędził w schronisku, jednocześnie pomagając tam jako wolontariusz. Szybko znalazł sobie pracę, po miesiącu wynajął pokój, ale popracował tylko pięć miesięcy i znowu wylądował na ulicy. Identyczna sytuacja powtórzyła się później. Krzysiek znalazł etat jako pomocnik hydraulika i zarabiał naprawdę dobrze. – Wynająłem sobie pokój w Piasecznie. Znowu pracowałem. Nie brakowało mi niczego – przyznaje. A jednak… Brakowało mu alkoholu. – Najdłuższy okres jaki nie piłem? Chyba pięć miesięcy… – stwierdza ze smutkiem. Alkohol towarzyszył mu całe życie. Jego ojciec pił, środowisko w którym dorastał też nie stroniło od alkoholu. – Nie mam i nie miałem przyjaciół, więc butelka wydawała się jedynym wyjściem… Zresztą, wtedy łatwiej zapomnieć o wszystkim – przyznaje Krzysiek. 

 
Obecnie to co ułatwia mu przetrwanie na ulicy, to między innymi pomoc w Jadłodajni na Miodowej. Udziela się na kuchni, gdzie pomaga przy obiadach. – To jest jedyne miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie – przyznaje z uśmiechem. W wolnych chwilach zaczytuje się w książkach historycznych i godzinami może słuchać Rammsteinu. Mimo trudnych doświadczeń nie traci nadziei, że jego marzenie normalnego życia się spełni. A zapytany czym dla niego jest normalne życie, odpowiada: – Dom, rodzina, praca, spokój… Już dwa razy powstałem. Może ten trzeci raz będzie szczęśliwszy? – dodaje z nadzieją. 
 
Adrianna Gągol