„Na
gigancie” jestem od pięciu lat. Od śmierci mamy… – tak
27-letni Krzysiek, kolejny bohater naszego cyklu komentuje swoją
obecną sytuację. I chociaż może się wydawać, że jego staż na
ulicy nie jest długi, to jednak widać, że mężczyzna jest
wyraźnie zmęczony swoją bezdomnością.
– Skończyłem
„zawodówkę”, ale nie chciałem pracować jako mechanik, więc
poszedłem do wojska – opowiada spokojnie Krzysiek. – Jednak
zaraz po opuszczeniu jednostki wszystko się zaczęło psuć… -
kontynuuje. Wspomnienia sprawiają, że głos zaczyna mu drżeć, a
trzęsące się ręce utrudniają zapalenie papierosa. Ciężko mu
mówić o dziewczynie, która zdradziła go z najlepszym
przyjacielem. – Kochałem ją bardzo. Ale po tym wszystkim nie
chciałem jej więcej widzieć – wyznaje. Zapytany jak potraktował
byłego przyjaciela, po chwili ciszy przyznaje, że nie był wobec
niego taki łagodny. Ale udało mu się otrząsnąć po tej podwójnej
stracie: pracował i korzystał z życia. Nie spodziewał się, że
jego życie diametralnie się zmieni. W 2008 roku odeszła najbliższa
mu osoba. – Mama prawdopodobnie zmarła na zawał – mówi, a
wzruszenie odbiera mu głos. Krzysiek załamał się, a jedyną
rzeczą przynoszącą ulgę okazał się alkohol. – Wróciłem do
domu „na bani” i zacząłem kłócić się z ojcem. I tego samego
wieczora wylądowałem na ulicy – opowiada. Krzysiek szczerze
przyznaje, że nie wie ile jeszcze czasu spędził w rodzinnej
miejscowości zanim dotarł do Warszawy, bo cały czas był „w
stanie nieważkości”.
W
stolicy całkiem nieźle się odnalazł. Pierwsze pół roku spędził
w schronisku, jednocześnie pomagając tam jako wolontariusz. Szybko
znalazł sobie pracę, po miesiącu wynajął pokój, ale popracował
tylko pięć miesięcy i znowu wylądował na ulicy. Identyczna
sytuacja powtórzyła się później. Krzysiek znalazł etat jako
pomocnik hydraulika i zarabiał naprawdę dobrze. – Wynająłem
sobie pokój w Piasecznie. Znowu pracowałem. Nie brakowało mi
niczego – przyznaje. A jednak… Brakowało mu alkoholu. –
Najdłuższy okres jaki nie piłem? Chyba pięć miesięcy… –
stwierdza ze smutkiem. Alkohol towarzyszył mu całe życie. Jego
ojciec pił, środowisko w którym dorastał też nie stroniło od
alkoholu. – Nie mam i nie miałem przyjaciół, więc butelka
wydawała się jedynym wyjściem… Zresztą, wtedy łatwiej
zapomnieć o wszystkim – przyznaje Krzysiek.
Obecnie
to co ułatwia mu przetrwanie na ulicy, to między innymi pomoc w
Jadłodajni na Miodowej. Udziela się na kuchni, gdzie pomaga przy
obiadach. – To jest jedyne miejsce, gdzie czuję się
bezpiecznie – przyznaje z uśmiechem. W wolnych chwilach zaczytuje
się w książkach historycznych i godzinami może słuchać
Rammsteinu. Mimo trudnych doświadczeń nie traci nadziei, że jego
marzenie normalnego życia się spełni. A zapytany czym dla niego
jest normalne życie, odpowiada: – Dom, rodzina, praca, spokój…
Już dwa razy powstałem. Może ten trzeci raz będzie szczęśliwszy?
– dodaje z nadzieją.
Adrianna
Gągol
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz