Dla większości Polaków Boże Narodzenie to święta rodzinne. Wokół rodzinności budowany jest reklamowy przekaz i zamerykanizowana magia świąt. Świątecznymi życzeniami wymieniamy się przy okazji zakupowych szaleństw już od tygodnia. Atmosfera na ulicach serdecznieje pod urokiem rozświetlonych choinek i sklepowych wystaw. Są jednak wśród nas tacy, których rodzinność tego czasu boli znacznie bardziej niż zwykle. Kryjąc w swych bezdomnych pancerzach tęsknotę za domem, próbują przetrwać ten wyjątkowo samotny czas.
- Święta Bożego Narodzenia to najtrudniejsze święta dla bezdomnych. Im więcej świateł na ulicach, im lepiej zaopatrzone sklepy, tym trudniej się im przeżywa te święta – mówi kapucyn br. Piotr Wardawy, od lat pracujący z bezdomnymi.
Klasztor Braci Kapucynów przy ul. Miodowej w Warszawie to przystań, do której bezdomni przybywają nie tylko na codzienny talerz ciepłej zupy. Otrzymują tam przede wszystkim braterskie wsparcie i pociechę w samotnej codzienności. Uroczysta wigilia, przygotowana przez wolontariuszy Fundacji Kapucyńskiej, mimo że rozpoczyna się na kilka godzin przed rozbłyśnięciem pierwszej gwiazdy, niezwykle ich cieszy.
- Najtrudniej jest przeżyć wigilię, gdy nie ma się nikogo obok – mówi p. Halina, od ponad 10 lat tułająca się po pustostanach. Po śmierci męża straciła mieszkanie. Ich dziecko zmarło w pierwszych latach życia, kontakt z rodziną urwał się tuż po ślubie, więc została zupełnie sama ze swoją trudną do zniesienia niedolą.
Dla Janusza to pierwsza wigilia na ulicy, choć już druga poza domem. Jeszcze niedawno był cenionym nauczycielem. Trenował młodą kadrę, angażował się społecznie. Inwestycje nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, a nagła choroba pozbawiła go pracy. Zabrakło pieniędzy na spłatę kredytów, wierzyciele domagali się zwrotu długów, a żona zażądała rozstania do czasu uregulowania spraw. Zatrudnił się w ochronie, nocuje gdzie się da, żeby nie wydawać pieniędzy na wynajem i móc jak najszybciej spłacić długi.
- Ubiegłą wigilię spędzałem samotnie. Postawiłem na stole talerze jako namiastkę mojej rodziny – wspomina czasy, gdy jeszcze przez moment miał dach nad głową. Od kilku miesięcy przychodzi do Kapucynów na Miodową, starając się w swojej biedzie pomagać innym bezdomnym. - Gdyby nie było mnie tutaj, nie wiem gdzie bym się podział. Zagubiłbym się w tym tłumie – wyznaje. - Cieszę się, że są bracia, wolontariusze, moi przyjaciele bezdomni, ale jednak gdzieś w sercu jest pragnienie powrotu do rodziny, pragnienie domu. Czuję tutaj atmosferę domu, ale to nie jest to… Może wigilia będzie w sercu? – mówi ze łzami w oczach, nie tracąc nadziei, że kiedyś jednak wróci...
- Bezdomni w święta są bardzo samotni. Wszystkie instytucje i ośrodki, organizujące dla nich wigilie, robią to w południe. Wieczorem, w ten najtrudniejszy czas, bezdomny zostaje sam. To są święta rodzinne, podczas których w sposób szczególny odczuwa się brak rodziny – mówi brat Piotr.
Mirek jest bezdomnym od kilku lat. Mówi, że spędził już święta w każdy możliwy sposób. Na tegoroczne nie czekał, wiedział, że nie będzie miał ich z kim spędzić - Najważniejsza jest dla mnie obecność wśród ludzi, dlatego tu jestem. Cieszę się, że mogę spotkać tutaj tych, którzy okazują mi bliskość i życzliwość. Pogubiłem w życiu ludzi. Brak rodziny odczuwalny będzie zawsze. Nic jej nie zastąpi – mówi w zadumie.
Bezdomność nie odebrała im serc. Wciąż biją z taką samą tęsknotą, przykryte grubą warstwą, czasem długo niezmienianych ubrań. Bywa, że ich widok nas razi, często unikamy ich spojrzeń, nie wiedząc jak się zachować. Z niesmakiem patrzymy na ich wypchane torby, w których muszą zmieścić cały swój codzienny świat. Resztę upychają w niewidzialnych walizkach wspomnień. Kochają i pragną tak samo jak my, choć zdarza się, że ból tęsknoty znieczulają nieszlachetnym alkoholem kupionym za wyżebrane pieniądze.
Wielu bezdomnych wstaje z poranionych na ulicy kolan dzięki życzliwości ludzi, którym żyje się lepiej. Nie chodzi wcale o bezpośrednie, materialne wsparcie. Do tego służą instytucje, wyposażone w narzędzia skutecznej pomocy, które dobrze wiedzą jak rozsądnie spożytkować przekazane im datki. Ważniejsza jest dla bezdomnych zwykła, ludzka życzliwość, proste gesty wsparcia, szczery uśmiech, czy krótka rozmowa.
Bezdomni to często ludzie o wielkiej wrażliwości. Nie bez przyczyny przecież znaleźli się na ulicy, przeciążeni ogromem spraw, których nie mieli siły unieść. Mirek pisze wiersze. Mówi, że bezdomność staje się wtedy znośniejsza. Do piosenki „Nadzieja” Jana Pietrzaka dopisał własną zwrotkę. Trudno o lepsze życzenia świąteczne dla bezdomnych. Może dzięki tym kilku strofom, spojrzymy na nich w te Święta nieco inaczej?
Przeprowadź nas, Nadziejo przez mroczny czas
Bezdomnej ćmie ofiaruj iskrę wiary
Z niej jest żar, ciepły wiatr
Niżej bruku spaść nie mogę
Niżej zagubionych czarny targ...
Jeszcze zobaczycie, jeszcze wypłynę gondolą na świat
Dzisiaj proszę, zapal we mnie małą iskrę, Panie…
Bądź nam matką, która dba o swoje dzieci,
Której uśmiech świtem miastu świeci, Nadziejo…
Marzena Nykiel
Źródło: www.stefczyk.info/publicystyka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz