Jeśli przepytać Polaków, czy udaje im się wiązać koniec z końcem, to ponad połowa przyzna, że ma z tym problemy. 40 proc. twierdzi, że wiąże koniec z końcem z "pewną trudnością", a ponad jedna czwarta ma z tym większe problemy. Dlatego ekonomiści stosują kilka miar pokazujących skalę problemu.
Największe emocje budzi skala ubóstwa skrajnego, czyli takiego, gdzie ludzie żyją za mniej niż wynosi tzw. minimum egzystencji. To kwota niezbędna do zaspokojenia potrzeb, których nie można odłożyć na potem. Jeśli człowiek je mniej, niż wynika z tego minimum, to prowadzi to do wyniszczenia organizmu.
Granicę minimum egzystencji wyznacza Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. W 2010 r. ustalił, że dla jednej osoby powinno to być 466 zł, dla czteroosobowej rodziny - 1257 zł. GUS podał wczoraj, że poziomu tego nie udało się osiągnąć 5,7 proc. osób w Polsce, czyli 2 mln obywateli. Liczba ta od 2009 r. istotnie się nie zmieniła.
Nieco wyższa jest tzw. ustawowa granica egzystencji - to poziom dochodów, poniżej którego państwo wypłaca zasiłki socjalne. Próg ten wynosi 477 zł, a dla czteroosobowej rodziny i 1404 zł. Ponieważ nie jest on od kilku lat waloryzowany osób, żyjących poniżej granicy ubóstwa ubywa. W ubiegłym roku odsetek ten wyniósł 7,3 proc., podczas gdy w 2004 r. był prawie trzy razy wyższy.
Wciąż jednak mówimy o dochodach, które nie wystarczają na absolutnie podstawowe potrzeby. Trudno tych, którzy mają nieco więcej, uznać za dobrze sytuowanych. Tym bardziej że my sami bardzo często postrzegamy swoją sytuację materialną przez pryzmat tego, jak się powodzi innym. Stąd kolejna miara ubóstwa - względne. GUS oblicza, jaka część społeczeństwa zarabia mniej, niż wynosi połowa średnich zarobków, czyli 665 zł.
Tak licząc, za ubogie można uznać 17,1 proc. społeczeństwa. To odsetek nieznacznie mniejszy niż w 2009 r., a w poprzednich latach też wahał się nieznacznie - między 17 a 20 proc.
Różnica między ubóstwem względnym a bezwzględnym jest taka, że gdybyśmy szczęśliwie przez wiele lat mieli wysoki wzrost gospodarczy, to moglibyśmy całkowicie zlikwidować ubóstwo bezwzględne - wszyscy mieliby na swoje podstawowe potrzeby. Nigdy jednak nie uda się zlikwidować bezrobocia względnego, bo zawsze część osób będzie żyć poniżej średniej.
Nie zmieniają się też okoliczności, które wpychają ludzi w ubóstwo. Dane GUS pokazują, że lepiej żyje się w miastach (im większe, tym lepiej) niż na wsiach, że koniec z końcem ciężko wiązać tym, którzy mają w rodzinie niepełnosprawnego, bezrobotnego, samotnie wychowują dzieci lub mają ich wiele. Poniżej minimum egzystencji żyje aż jedna czwarta osób w rodzinach, w których jest czworo i więcej dzieci. Patrząc na mapę Polski, najgorszą sytuację mamy w tzw. Polsce B - w woj. warmińsko-mazurskim, podlaskim, lubelskim i świętokrzyskim (około jednej dziesiątej mieszkańców nie zaspokaja swoich podstawowych potrzeb życiowych).
Patrycja Maciejewicz
27.07.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz