poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Krople

Kropka

Zamykam cię w wierszu
gdy gonisz po świecie za wiatrem
najprostszy wyraz miłości jest kropką
zamykam ten wers wielokropkiem


Figurka brzozowa

Wiatr jeszcze w kołysce się tli
już kołacze przez otwarte dni
rozbiegł się po świecie smakując chwil
wyczerpany zbladł.

Szumi brzozą nad pamięci figurką brzozową
deszcze zaciągają lica zielonym rumieńcem.


Rzeźba


Niezręczność pierwszego pocałunku
nieśmiałość pierwszego wyznania
endorfina każdego zakochania
i pierwszy krzyk niemowlęcia
i krzyk pożegnania
człowieka rzeźbią w człowieku
po kres wytrwania.

Morskie Oko

W przeźroczystym zanurzyłam dłoń
zobaczyłam swoje krzywizny,
repliki chwili zabrała gładka toń.



Gotyk

Jesteś jak gotyk
z zewnątrz strzelistość gór
w środku wieków chłodny dotyk
krypty chór kazalnica
ponad klęczące ławy
zbyt wiele zbyt spoiste.
Jestem żywą kobietą
szukam uśmiechu życia.

Zerwana z drzewa

Wydarliśmy tajemnice światła
przetarte szlaki w otchłań
świat otwarty, nagi
mnie ciekawi ta odwieczna
zerwana z drzewa
skrywana listkiem figowym.


Kołatka

Po pustych pokojach krążą figle dźwięki
sprawdzam kto puka do drzwi
kołatek domowy gra na sęku, drwi.

Możesz pokazać kto drzwiami rządzi
możesz zadrwić z chrząszcza.
Przyjdź.


Serce


Wszedłeś we mnie przez drzwi piersi
włóknami serca oplatasz palce
drga coraz pustsze
wypełniasz przestrzeń
masz krew na palcach
módl się.

Wszedłeś we mnie przez drzwi serce
dłońmi napełniasz piersi i biodra
masz dłonie we krwi
módl się,
jestem tobą
utkaną z włókien materią ciała.


Wyspy


Odnajdziemy się
każdy nad swoją wyspą
Boga proszę, by były blisko.

Naparstek


Przejdę świt i dzień cały
w naparstku kawy
wytrwam
w czymś tak małym
na gałęzi snu o tobie.

Dwa koguty


Świtem piersi - dwa koguty
z podwórka pościeli
pieją do słońca czemu wschodzi
pieją do ciepłych rąk

kawa dobra jak seks
nad nią można pomarzyć
w niej maluję twój cień
na bezchmurny dzień

idę zaparzyć kawę
ekspres już mruczy melodię.


Las


Las mojego dzieciństwa
przeżył tyle burz ile pór roku
Drzewa swojego miejsca
szukają od świtu do zmroku
Po dniu nieba noc gwiaździsta
i nocny hałas pił tartaku

Na włóczęgę wędrowne ptaki
zbierają źdźbła gałązki oliwne
wspomnień wyblakłe fotografie
stare piosenki, każdy inne

Ścieżki zarastają obce gniazda
w ostępach cień bieleje
stary las przenika zimno
prószy w ciszy białą samotność.


Wiersz o róży


czerwieni blednie porusza
róża to rzecz żywa
od martwych prawdziwsza namiętna
kwitnie w otwartych ramionach
roześmiane powitanie
stare walizki porzucone na peronach
puste przedziały przyjadą po nas
kiedyś
usta uległe wzruszeniu mrużą oczy

pożegnanie układa smętne piosenki
uschłych pamięci zakładki
hotelowych pokoi melancholia
w ciągłej podróży do różanej Aureli
---
Na spodku ciasteczko kruche -
fantazje hodują bez kolców róże
w filiżance pustej kawy czarna cyganka
pięknych chłopców wróży.

Myśli


Oplotły wieczorem palce
w autobusie sto siedem
lotne chińskie latawce
w skraju błękitnego nieba

wysiadłam na pętli z literą M
reszta porosła różowo czoła
sennych zjadaczy kawałków chleba.

Pragnienie

Spragniona klęczę przed źródłem
proszę o jeden napój - uśmiech
głodna
proszę o jeden chleb – dotyk
Złamiemy go pocałunkiem który zaboli.



Chwila


Twoja miłość za chwilę umrze
nieważne ile chwila ma lat
nie utrzymam świata w ramionach
nieważne jak długo wiosna trwa.

Dzisiaj przedwiośnie
zasklepiam ościeże na świat.


Granice


Można kochać mocno, przezroczyście
nie widząc granicy strachu
za nią miłości oczy
śmiech z grani i twoje usta
wszystko tłumaczą

niewidzialny czas napełnia ból rozpaczą
tęsknotą za obiecanym rajem.


Co godzinę

W kuchni kiedyś pełnej życia
stary zegar pilnie odlicza umarłe godziny
co godzinę dzwoni na alarm

Na twoim pustym krześle
posiwiałe wspomnienia oplata pająk
czas osnuwa pajęczyną twarz w kokon
zmienia jej barwę i zapach

Co godzinę trwoży hałas zegara.


Paczka


Wygodnie jest przekazać matkę
do domu starców na przechowanie
i wyrzucić kwit odbioru paczki
to europejskie rozwiązanie czasami krzyczy
że boi się nowej cywilizacji

Wygodnie jest przekazać żonę
do domu chorych na przesilenie uczuć
i przesłać paczkę usypiaczy
to cywilizacyjne rozwiązanie
czasami odchodzi we śnie bez emocji

Gdy zabraknie materii domu
można wytchnąć w bujanym fotelu babci
błyszczące przestrzenie zachwycają samotność
pustą kuchnią życie spełnione
paczka kolacji na telefon


Konie z pożogi

W lustrze rannej kawy
intercyza uczuć spisywana
po bezsennej nocy na drodze
Tą drogą wiatry biegunowe
uciekają i konie z pożogi

Czekam na autobus
z kursem za pola ryżowe
za kres poświaty
płatkami róży zdobna
pazurkami kotka podarta

Kruk dziobie niebieskie szaty
anioła utkane ze śniegu
rozkłada skrzydła do lotu
już znikł w gęstym tumanie
doleci do mojego brzegu, on jeden

Czekam na kurs w stronę
wolną od przerażenia
otulona cierpliwością nieskończoną


Poeta z Salonik


Młody poeta z Salonik
narzekał, że boli go melonik
i mądrości zęby
gdy tworzy zręby
na salonach nadął się w balonik

Figa

Ze służbą los obchodzi się łaskawie,
w podziękowaniu za lata drużby
podaje figę z palców na glinianej rodowej zastawie.

Prawdziwe ziarno


Prawdziwe ziarno rodzi kłosy
biały zapach rodzimej stodoły,
słowo mielony czasem czarny proszek.


Na bakier


Żaglem na bakier łatwiej płynąć pod wiatr
myślą na cukier uwodzić świat.
Prawdy prąd

I z Wielkości pozostanie swąd
gdy kopnie ją prawdy prąd.
Wspinaczka

Czasem miłość liszką się wspina po kolcach róż
a gdy już osiągnie szczyt zerwie kwiat na wino
upojona szczęśliwa że ból ominął.


Lepiejka żydowska


Lepiej w kibucu bujać melony
niźli z bucem puszczać balony.


Patron

A jak umarł poeta znany
grały jemu organy cześć
na narodową nutę pieśń
i nokturny oblekły katedry ściany
i rozum przysnął w drzwiach na wieść

Wielu świadczy na życie
że orzeł na skrzydłach
że słońce wstrzymuje dech
i klną na klęczkach i zaciskają pięść
że chrystusa narodów prześladuje pech

A jak umierał zapomniany
wzgardzony przez miłość wieszcz
w smrodzie zaułków Paryża
kochał Polskę którą chciałby wznieść
w smaku stęchłego chleba
u świętego Kazimierza
nad opuszczonym losem łkał
w takt kroków kulawego
gorzał, głupiał i zmarł.

A jak wrócili prochem serca do kraju
postawili im pomniki całe w maju
marmurami wstążeczkami zdobne
i liliami z fałszywego złota
bo złupiony kraj grąży hołota

Drzemią wierzby na cmentarzu
w Montmorency
prochy oddane cierpliwej ziemi nie jęczą
spokój znalazły w kosmosie ciszy.

Tak zmarł w wieku 62 lat wielki poeta
Cyprian Kamil Norwid

Nasz patron, patron bezdomnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz