niedziela, 20 stycznia 2013

Czasem grunt łapie się na dnie


Dawno nie pisałam. Co się działo? Jacek sam zrezygnował z udziału w projekcie. To nie był jego czas. Piszę w czasie przeszłym, bo jak ostatnio rozmawialiśmy okazało się, że przejrzał na oczy i... Żeby nie zapeszać. Zobaczymy, na ile to trwała zmiana.

Poznałam Waldka. Mocno zmotywowanego, podobno. Podobno, bo spotkaliśmy się tylko raz. Chciał, ale... popłynął. Nie to miejsce, nie to towarzystwo. Nie wytrzymał. Wierzę, że się opamięta i wróci. Miałam spotkać się z nową osobą, ale tym razem ja zrezygnowałam. Nie na zawsze. Na jakiś czas.

Tymczasem uczestniczę w spotkaniach Wspólnoty Schody Do Nieba. Choć może z boku wygląda to jak jakaś prowizorka (zwłaszcza teraz w czasie szopki), cudacznie, to Pan Bóg naprawdę przychodzi w trudnych warunkach i uzdrawia.



Kiedy zamieszkałam wśród śmieciarzy, byłam "dobrą zakonnicą", gotową z zapałem ewangelizować tych biedaków, o których z pogardą mówiono: mordercy, złodzieje, handlarze haszyszem, ich stopa nigdy nie postała w kościele. Tymczasem to oni, ci biedacy, powoli mnie ewangelizowali.

Dzięki nim zrozumiałam, czym jest miłość, która sprawiła, że Chrystus znajdował upodobanie w łotrach i kobietach pokroju Marii Magdaleny, pełna nadziei miłość tych "biednych grzeszników" (choć oni nie recytują tych słów). Czuli, że są na dnie przepaści, z której nie potrafią się wydostać, ale była nadzieja: Najmiłosierniejszy Bóg, i Maryja, Matka Miłosierdzia.

Podczas modlitw, na które byłam zapraszana, zwracali się do Chrystusa Zbawiciela. Za sprawą tego doświadczenia Bóg dał mi poznać cały mój faryzeizm. Zrozumiałam, że oni i ja jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i jeśli nie zabijałam, nie kradłam, nie sprzedawałam haszyszu czy nie stałam pod murem, czekając na klienta, to dlatego, że miałam szczęście, bo gdybym wychowała się w ich świecie, żyłabym tak jak oni... I wówczas Pan ulitowałby się nade mną. Wtedy moja modlitwa zmieniła się.



Panie, oto stoję prze Tobą
Z mężczyznami i kobietami, którzy są do mnie podobni,
Jak moi bracia i siostry:
Biedacy, którzy bardzo chcieliby żyć inaczej,
Ale nie potrafią: narkomani, nędzarze.
Wszyscy ci, którzy nie potrafią oprzeć się złu,
Którzy kradną i zabijają,
Którzy stracili wiarę, nadzieję i miłość
I cierpią z tego powodu.



Panie znowu patrzysz na nas
Oczami pełnymi miłości,
Które patrzyły na cudzołożną kobietę,
Na Samarytankę, na Marię Magdalenę,
Na łotra powieszonego razem z Tobą.
Z głębokości, w których jesteśmy zanurzeni,
Wołamy do Ciebie, Panie,
Zbaw nas.
Bo Ty, Panie, nas kochasz.

Panie, Ty sam powiedziałeś,
Że nie przyszedłeś dla sprawiedliwych, ale dla ubogich,
Dla chorych, dla grzeszników takich jak my, jak ja.

Panie, powierzam Ci nas,
Bo jestem Ciebie pewna,
Jestem pewna, że nas zbawiasz,
Jestem pewna, że każdemu z nas, biedaków,
Powiesz w dniu śmierci to samo, co powiedziałeś łotrowi, który wisiał obok Ciebie:
<Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju>.
Bo przyjdzie taki dzień, kiedy przyobleczesz nas w siebie.



Ty, który jako Bóg stałeś się ubogim człowiekiem,
Tak jak my cierpiałeś głód i pragnienie,
Tak jak my bałeś się i płakałeś,
Tak jak my umarłeś,
A Twoje ciało zostało złożone w grobie,
Tak jak będzie z naszymi ciałami.
Powstałeś przemieniony,
Tak jak my powstaniemy pewnego dnia.
Mój Umiłowany, pięknie jest umierać razem z Tobą,
Gdy czeka nad Zmartwychwstanie.

Dziękuję.
[s. Emmanuelle, "mała siostra gałganiarzy"]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz