piątek, 5 lipca 2013

Nie patetycznie, ale normalnie

Pojawiałeś się tam, gdzie nie chciałam żebyś był. – mówiła wyraźnie wzruszona Ania Niepiekło podczas czwartkowego pożegnania br. Adama Zwierza. Nowym domem duszpasterza warszawskich bezdomnych będzie teraz Szwecja.

Spotkanie Wspólnoty „Schody do Nieba” wyglądało odrobinę inaczej niż zazwyczaj. Co prawda była kawa, kanapki i czytanie Ewangelii. Było również dzielenie się słowem w grupach. Nie zabrakło także pokrzepiającego słowa br. Adama. I chociaż wygłoszonego po raz ostatni w murach Jadłodajni, to jak zwykle dalekiego od moralizowania, a szczerego i prostego powiedzenie tego co ważne. Odnieść można było nieodparte wrażenie, jakby brat Zwierz siedział z każdym z uczestników przy jednym stole, a nie mówił do wszystkich naraz.

„Można z nim pogadać o wszystkim”, „Równy gość”, „Zaszedł niektórym za skórę” – tak mówią o br. Adamie wolontariusze i podopieczni Fundacji. A on? W naturalnym dla siebie stylu konkretnie i szybko dziękuje za życzenia i prezenty, którymi został obdarzony. – Myślałem, że w tym plecaku zmieści się wszystko na wyjazd. Miejsca wystarczyło na cztery brewiarze – żartował br. Zwierz, który ponadto wielki podarowany słonecznik wykorzystał, jako narzędzie do… „dokazywania”. Wśród upominków znalazł się album zdjęć z niezapomnianych chwil życia Fundacji w ostatnich trzech latach. Bo tyle czasu popularny „Zwierzu” spędził na Miodowej.

Marek – jeden z bezdomnych – składając życzenia przyznał , że „kogo się lubi od tego się wymaga”. Między innymi właśnie tego, on i wielu innych nauczyło się od swojego duszpasterza. Br. Adam, mówiąc o swoim nowym miejscu przyznał, że w Szwecji nie ma bezdomnych. Riposta była szybka: Przyjedziemy! – krzyknęli bezdomni. Nawiązując z kolei do Ewangelii, która nieprzypadkowo mówiła o posyłaniu, wyznał iż nie będzie zawsze tam gdzie bezdomni, a bezdomni nie pójdą w miejsca, w które on się udaje. Tak żeby każdy mógł spełniać nie czyjeś, ale dokładnie swoje powołanie. – I trzeba modlić się. Bo to najważniejsze – dodał na zakończenie.

Karolina Kędzia













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz