środa, 5 października 2011

św. Franciszek z Asyżu

Co może zaproponować dziś św. Franciszek z Asyżu (właściwie Włoch Giovanni Bernardon, ur. 1181- zm. 1226) ludziom zabieganym, zagubionym, szukającym sensu? Pokuta, którą głosił wędrując z miasta do miasta chyba nie znalazłaby dziś wielu zwolenników. Jego „kwiatki” obśmialibyśmy, bo to takie niskich lotów. A jednak on poszybował bardzo wysoko – wprost do nieba. Czy dziś pikietowałby przy galeriach handlowych na znak buntu przeciwko kupieckiej mentalności? Czy byłby ekologicznym aktywistą? Kojarzony ze skrajnym ubóstwem, posiadał największy skarb.


Pamiętam filmy o św. Franciszku. Dość infantylne (ale podobno film o nim pt. „Brat Słońce, siostra Księżyc” – reż. Franco Zeffirelli wart jest obejrzenia).  Święty ukazany w nich był jako Boży szaleniec, zupełnie nie z tego świata, pełen entuzjazmu. Tego dziś nam chyba trochę brakuje – zaprzestania „religijnej biurokracji” i radosnego pójścia za tym, który nie skończył na krzyżu, a za tym, który jako jedyny Zmartwychwstał.

Św. Franciszek nie rozpisywał skrupulatnie kolejnego projektu. Słuchał głosu Boga. Dokonywał radykalnych wyborów, buntował się, ale mądrze, bo był Mu posłuszny. Żył Ewangelią. 

 Mimo nieprzychylnego „ducha czasów”, „ducha świata” i braku zrozumienia, nie rezygnował z życia w prawdzie i z powołania, jakie odkrył, choć mógł żyć w luksusie, na salonach. On odkrył prawdę na nizinach, w prozie życie. Okazuje się, że największą karierę zrobił asceta i biedak – po ludzku nie do przyjęcia… zwłaszcza dziś, gdy tak wielu z nas przyzwyczajonych jest do gromadzenia różnych dóbr. 

W napomnieniu XIX pisze: „Jesteśmy tylko tym, czym jesteśmy w oczach Bożych i niczym więcej”. W innym napomnieniu VI mówi: „Powinniśmy się wstydzić my słudzy Boży. Święci dokonali takich wielkich rzeczy w cierpieniu i tułaczce, a my chcemy otrzymać cześć i chwałę tylko o nich opowiadając”. 

Mając te świadomość i będąc w pełni człowiekiem, niepozbawionym także wad i słabości (w młodości żył w sposób bardzo wygodny, a nawet można powiedzieć lekkomyślny, marząc o karierze rycerskiej i wielkiej chwale), wskazuje nam drogę do świętości i daje nadzieję, że każdy ma do niej dostęp. 

Poznanie jego historii życia, stawia pytanie, budzące z uśpienia „dlaczego Miłość nie jest kochana?”, a pielgrzymka do miasta jego pochodzenia, które od 27.10.1986 r.  za sprawą Jana Pawła II stało się także miejscem modlitwy o trwały pokój na świecie, karze pytać siebie o pokój własnego serca.


Tekst: Katarzyna Wiśniewska
Źródło: Duszpasterstwo Chadashim



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz