środa, 9 listopada 2011

SF

Święta, święta i po świętach – konkludują ci, którzy z przestrachem spoglądają śmierci w oczy, boją się okołocmentarnych słów, a na samą myśl o zgonie robi im się słabo. Dlaczego? Może warto zapytać siebie "Dokąd tak biegniesz?

Dla wielu to trudny czas. Brakuje nam języka, by nazwać po imieniu wszystko to, co w nas siedzi i nurtuje, co trapi w związku z pytaniami o śmierć, życie po życiu, niebo, piekło, o to jak będzie po drugiej stronie. Trudno przyjąć do wiadomości, że przemijamy, że odchodzą ci, których kochaliśmy, kochamy nadal... (...)

Bez względu na wyliczenia speców od ekonomii, którzy przedstawiają zastraszające dane o tym, ile kosztuje nas każdy kolejny tzw. długi, świąteczny weekend, żadne pieniądze nie są w stanie pokryć strat na duszy Kuby. Opustoszałe miasto i tramwaje spotęgowały poczucie osamotnienia i pustki.

Rodziny nie widział od ponad dwóch lat. Nie wie, czy i jeśli to, kto odszedł w tym roku do Pana. Bał się tych pierwszolistopadowych dni. Bo tęskni. Za rodziną, za domem – jaki by on nie był, ale własny. Miał dużo czasu na przemyślenia. Chętnie się nimi dzielił.


Kamień z serca, bo choć problemy nie znikają od tak, a haloween'owe hokus pokus czy abraka dabra okazuje się totalną ściemą, to lżej się robi człowiekowi, gdy może się wygadać, podzielić los z towarzyszem drogi. Łatwiej wtedy o dystans, spojrzenie z boku na piętrzące się problemy i szukanie rozwiązań (co dwie głowy, to nie jedna). Dni dla większości z nas mimo wszystko świąteczne, dla Kuby były czasem tułaczki, która doprowadziła do spadku formy. Trochę jakby wycofany, próbował ukryć się za filarami półsłówek i pół-zdań. Na ile był ze mną szczery?


Trudno to ocenić. Chciałabym mu wierzyć, czy to już brak cnoty roztropności (Mt 25,1–13)? Jedno wiem na pewno i coraz bardziej się w tym utwierdzam wchodząc w zakamarki jego historii życia: to science-fiction. Jeśli więc masz nawet ciasny, ale własny kąt, jesz ciepły posiłek i zasypiasz w czystej pościeli, nie mów że wiesz, co przeżywa. Jeśli nie spędziłeś choć dnia na ulicy, nie wciskaj kitu, że rozumiesz. Nie możesz rozumieć.

Jedyne, co w twojej mocy, to być w pobliżu, w porę zaproponować spotkanie, rozmowę tak, żeby zdążyć przed Panem Bogiem: żeby powiedzieć "nie idź tą drogą!". A obecność okaże się błogosławiona.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz