piątek, 22 kwietnia 2011

Życzenia Świąteczne





Zmartwychwstanie to nasza pewność,
że ciągle warto pomagać.

Zmartwychwstanie to nasza motywacja,
aby nigdy się nie zniechęcać.

Zmartwychwstanie to nasza nadzieja,
że pomaganie zawsze ma sens.




 



Drodzy Przyjaciele, Darczyńcy
i Wolontariusze Fundacji Kapucyńskiej



Z okazji Zmartwychwstania Pańskiego składamy serdeczne życzenia świąteczne, aby Zmartwychwstały Pan błogosławił Wam we wszystkim, do czego Was powołuje.

Korzystając z tej okazji pragniemy podziękować wszystkim, którzy podjęli się i wytrwali w 40 godzinnym poście, dziękujemy także za modlitwę i jałmużnę.

Zapraszamy do lektury załączonego artykułu, w którym nasz podopieczny opowiada historię swojego zmartwychwstania.

Marek Seretny - Prezes Fundacji

Br. Piotr Wardawy - Kapucyn

Wielkanoc 2011

-------------------------------------------------------------------


Pusty grób brata Mirka

Każdy ma swoje Zmartwychwstanie. - Mebli to oni nam przestawiać nie będą. Jak przychodzą na zupę, to niech się stosują do bożych zasad – mówi brat Mirek. Sam był bezdomnym, teraz chce pomagać innym.

Tekst: Agata Ślusarczyk - cały artykuł w "Gościu Niedzielnym" 
Gość Niedzielny - wiara.pl 


- Żaden pan! Brat Mirek jestem, tylko taki bez habitu – śmieje się na powitanie. Spod finezyjnego kubraka wystaje koszula w arabskie wzory. Rzeczywiście, żadne „oficjalności” do brata Mirka nie pasują. To chodząca boża radość. – Siostro, pokarzę Ci coś – mówi.

Berło z mopa

Szerokie schody kapucyńskiego zakonu wiodą raz w górę dwa razy w dół. Wąski korytarz i jesteśmy. Jadłodajnia przy ul. Miodowej. Królestwo brata Mirka. Zamiast berła ma mopa, a królewskie jabłko zastąpił mu talerz gorącej zupy. Od roku pracuje w klasztornej stołówce.

Największy ukrop jest przed południem. Rano pomaga na kuchni: to ziemniaki obierze, to w garach zamiesza. W porze obiadu nosi na stołówkę wielkie kotły z rosołem, rozstawia na stolikach chleb, nalewa zupę, herbatę i rozdaje numerki.

– Codziennie przychodzi tu 200 osób. Wchodzą na dwie tury, bo wszyscy chętni się nie mieszczą. Już po obiedzie. Krzesła poustawiane na stolikach, trzeba tylko podłogę na mokro umyć – opowiada.

Ale tak naprawdę prawdziwe królestwo brata Mirka jest niewidzialne dla oczu.

– W jadłodajni mają panować boże zasady. Bo to jest dom Ojca, a nie jakaś speluna. Dlatego chcę doprowadzić do jedności bezdomnych, kuchnię i zakon - wyjaśnia brat. - Chodzi mi o to, abyśmy wszyscy żyli w duchu Ewangelii.

(...)


„Bóg wyciągnął mnie z grobu”  
Choć był już na dobrej drodze, stare zwyczaje jeszcze zostały. Czasami pił na umór. A potem trzy dni spał. Raz obudził się bez niczego. „Dobrze, że chociaż ubranie zostawili” – pomyślał.

- W jednej chwili wytrzeźwiałem: Co dalej? Odkryłem w sercu pragnienie, żeby służyć bezdomnym.

Kilka dni później stał w kolejce po zupę na Miodowej. Przyszedł brat Piotr Wardawy, kapucyn od bezdomnych i zaproponował pracę.

- Wtedy tego nie widziałem, ale Bóg cały czas był przy mnie. Całą tą pokręconą drogą doprowadził mnie do zmartwychwstania. I dlatego chcę być świadkiem, że Chrystus może wyciągnąć człowieka z najgorszego grobu – wyznaje.

Czy inni bezdomni mu uwierzą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz